Kilka tygodni temu gruchnęła wiadomość, że pracownicy kultowego Starbucksa porzucają dobrze znane fanom marki ciemno-zielone fartuszki z syrenką z Seattle, i już od dziś będą mogli wyrazić się pełniej przez własny ubiór.

Sieć kawiarni znana jest z niestandardowych zabiegów employer brandingowych, począwszy do dość dyskusyjnego na polskim rynku zwracania się per Ty do Klienta, po wyróżniające się na tle innych sieciówek wsparcie edukacji baristów. W statucie organizacji można wyczytać, że misją Starbucksa jest dążenie do wyników zachowując przy tym ludzką twarz.

Rezygnacja z dress code w sieciówce wywołała burzliwą dyskusję. Przeciwnicy zmiany zwracali uwagę, że brak jednakowego ubioru sprawia, że pracownicy tracą identyfikację z firmą, a dla samej marki oznacza to mniejszczą wyrazistość w oczach klientów. O co tyle hałasu?

Ubiór narzędziem kontroli

Wyróżnienie sie ubiorem jako wyraz znaczenia i roli w danej grupie spolecznej jest zachowaniem zaszczepionym gdzieś głęboko w ludzkiej obyczajowości. Przez wieki ubiór stanowił o statusie materialnym i społecznym, i tak o to we współczesnym biznesie pojawia się dress code, czyli zbiór zasad dotyczących tego co wypada, a co nie wypada na siebie założyć w danej sytuacji.

Biała, schludna koszula, krawat, garnitur, lub prosta spódnica w kolano. Żadnej ekstrawagancji. Wybierając się na rozmowę rekrutacyjną czy pracując w korporacji zapewne będziesz trzymać się tego schematu. Taki uniform teoretycznie powinien nieść z sobą poczucie zimnego profesjonalizmu i budować autorytet pracownika. Zastanawiam się jednak ilu z nas nosi się na co dzień jak spod igły z własnej nieprzymuszonej woli? Przecież dziesiątki tak samo ubranych pracowników to wyraz poczucia kontroli pracodawcy nad jednym z istotnych aspektów życia pracownika. Ci którzy się nie podporządkują - pac! - szybko dostaną po łapkach.

Abstrakcja pod krawatem

Nie taki jednak dress code straszny. Wspomniałam już o klasyce ubioru przy okazji rozmów o pracę, i oto okazuje się, że to jak się ubierzesz na takie spotkanie ma większe znaczenie niż myślałaś.

Naukowcy porównywali dwie grupy studentów. Jednej zasugerowali ubiór w którym mogliby pokazać się na rozmowie o pracę, drugiej tak jak przyszliby ubrani na zajęcia na uczelni. Pierwsza grupa - ta ubrana zdecydowanie bardziej formalnie - wypadła lepiej w testach na myślenie abstrakcyjne i holistyczne. Jeszcze inne badania wskazują, że biały kitel, o ile nie jest kojarzony z ubiorem malarza, sprawia, że nasz rozmówca będzie nas słuchał bardziej uważniej niż wtedy kiedy przywdziejemy cywilny ubiór.

Aloha Friday!

Nawet i w tych najbardziej wymagających organizacjach można spotkać się z Casual Friday czyli w wolnym tłumaczeniu luźnym piątkiem. Białe kołnierzyki mogą wówczas mogą na jeden dzień porzucić dress code i wbić się w dżinsy lub trampki. Historia wprowadzenia tej zasady sięga lat sześdziesiątych, kiedy to hawajski przemysł wkłókienniczy usiłował zwiększyć sprzedaż swoich koszul. Zaproponowano lokalnym przedsiębiorcom wprowadzenie Aloha Friday - pracownicy na jeden dzień w tygodniu będą mogli założyć właśnie ich kwieciste koszule. W latach 90 trend ten dotarł do kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, gdzie Casual Friday przyjął się jako nic nie kosztujący firmę benefit dla pracowników.

Moje ubraniowe faux pas

Zmiany w kulturze ubioru zaczęły się wraz ze startupami z Doliny Krzemowej. Nic dziwnego, bo to jak się ubierają się pracownicy niesie z sobą wiadomość o tym jakie wartości są ważne dla organizacji. Wielu może się to nie podobać, ale nowa era dress codu dopuszcza rozciągnięte t-shirty, ekstrawaganckie fryzury czy nawet mniej lub bardziej zabawne onesies. Wszystko to w imię komfortu pracownika i przyszłych dochodów firmy.

Tuż po przeprowadzce do Londynu, szukając pracy, rozmawiałam z wieloma firmami. Odwiedzałam takie w których nie wypada przychodzić do pracy w niczym innym jak tylko w garniturze, ale i z takimi, gdzie hispterskie dżinsy i klapki japonki będą najbardziej pożądanym ubiorem. Jakie było moje zdziwienie pierwszego dnia pracy (w dużej globalnej korporacji), kiedy zwrócono mi delikatnie uwagę abym następnego dnia przyszła ubrana bardziej stosownie… I tak o to rozstałam się na dłużej z moimi szpilkami i ciasnym korpo mundurkiem. Nie mam w co się ubrać nigdy nie będzie już brzmiało tak samo.