Dlaczego (nie) warto jechać na Erasmusa? Jun 23, 2016 • Ministry of Talent Niedługo minie sześć lat od mojego wyjazdu na stypendium Erasmus. Zimą 2010 roku zawitałam do holenderskiego miasteczka Nijmegen. Przywiozłam ze sobą walizkę pełną oczekiwań, ale i obaw jak będzie wyglądało najbliższe pół roku. Z perspektywy czasu można pokusić się o małe podsumowanie. Dlaczego (nie) warto jechać na Erasmusa? Bo poznasz ludzi z całego świata Jeśli obcowanie z ludźmi z innych kultur, o innych poglądach i systemie wartości jest dla Ciebie bolesnym wyjściem z poza strefy komfortu, zastanów się dwa razy. Podczas tego wyjazdu pierwszy raz w życiu rozmawiałam z ludźmi z RPA, Finlandii czy Rosji. Poznałam na własnej skórze jak imprezują Grecy, jak gotują Węgrzy i co jest ważne w życiu dla moich znajomych ze Stanów. Codziennie też uczyłam się czegoś nowego o goszczącym mnie kraju i jego mieszkańcach. Dość trudno natomiast było mi się przyzwyczaić do całonocnych hiszpańskich kolacji mojej współlokatorki. Hiszpanie stanowili specyficzną grupę integrująco się bardzo mocno, ale tylko z sobą nawzajem (była to największa lokalnie grupa narodowa Erasmusów). Teoretycznie zatem, jeśli tylko chcesz, na takim wyjeździe możesz zamknąć się w swojej narodowościowej bańce. Tylko po co? Bo twój budżet może tego nie wytrzymać Kiedy decydowałam o wyjeździe na Erasmusa nie mam dużego wyboru uczelni z wykładowym angielskim. Były to dosłownie trzy uniwerki zlokalizowane w zachodniej Europie. Rzuciłam kostką, i bęc, wypadło na Holandię. Nie brałam pod uwagę rankingów uczelni, opinii na temat wydziału psychologii czy osiągnieć badawczych uniwersytetu. Z perspektywy czasu podeszłabym do tego wyboru zdecydowanie bardziej metodycznie. Kolejnym aspektem, który zbadałabym dokładniej byłyby koszty życia w danym mieście. Moje stypendium (wówczas było to 1500 Euro na cały wyjazd) nie starczyło nawet na pokrycie czynszu. Moje oszczędności wydatkowałam powoli i rozsądnie, inaczej nie miałabym czego jeść już w drugim miesiącu wyjazdu. Bo będziesz zarywać nocki …na naukę :) Istnieje stereotyp, że wyjazd na Erasmusa to niekończąca się impreza. Na pewno dużo w nim prawdy, ale jeśli ktoś kto oczekuje, że lekko przebaluje sześć miesięcy może się grubo rozczarować.Na mojej holenderskiej uczelni nie miałam dużo zajęć. Raptem trzy, cztery ćwiczenia w tygodniu. Jako, że holenderski system akademicki różni się nieco od polskiego, załapałam się na dwa semestry zajęć (każdy po trzy miesiące). Niby nic nowego, ale przed każdymi zajęciami byliśmy zobowiązani przeczytać zadane teksty, a następnie wysłać esej na dany temat do wykładowcy. Spóźniasz się z wysłaniem - tracisz cenne punkty będące częścią składową finalnej oceny. Raz nie napiszesz lub nie pojawisz się na zajęciach - nie zaliczą ci całego kursu. Szybko okazało się, że dla Erasmusów nie ma żadnej taryfy ulgowej. Wstyd się przyznać, ale nigdy więcej już nie uczyłam się tak systematycznie i nie pisałam tyle jak podczas owych dwóch semestrów na holenderskiej uczelni. Poprzez wszystkie lata mojej edukacji nie byłam również tak mocno zachęcana do wyrażania własnej opinii, dyskusji i kwestionowania status quo. Bo ciągle będziesz chciała więcej To, że piszę do Was z Londynu w pewnym sensie jest przedłużeniem pół roku studiów w małym holenderskim miasteczku. Nie, nie miałam kryzysu po powrocie do Polski. Nie mogłam natomiast się pogodzić z tym, że właśnie zamykam jeden z barwniejszych okresów mojego życia i od teraz do wieczności jestem skazana na szarą codzienność. Podczas jednej z moich erasmusowych wypraw odwiedziłyśmy Londyn. I wtedy przemknęła mi przez głowę nieśmiała myśl, że może fajnie byłoby tu wrócić na dłużej. Pomysł dojrzewał, aż w końcu 2014 roku spakowaliśmy walizki i wyjechaliśmy na podbój Wysp. Pracuję w globalnym środowisku, mam znajomych z całego świata i codziennie uczę się czegoś nowego. I ciągle chce więcej! Czyli jak to jest z tym Erasmusem. Warto czy nie warto?